Przed meczem z Pisarowcami mieliśmy jedną z lepiej grających defensyw w lidze, gdzie defensywa przyjezdnych już nie mogła pochwalić się takimi osiągnięciami. Natomiast zawodnicy odpowiedzialni za zdobywanie bramek nie napawają zachwytem, gdyż zajmowaliśmy pod tym względem jedno z ostatnich miejsc.
0-4 mówi samo za siebie. Jednak mieliśmy też i swoje sytuacje, które powinny być wykorzystane.
Ale wina nie jest tylko po stronie formacji atakującej lub jej słabej dyspozycja, bo jak mówi łacińska maksyma „Nemo sine vitiis est - Nikt nie jest bez wad” – porażka jest dziełem całej drużyny. Do końca rundy mamy 3 mecze w których w huraoptymistycznym wariancie mamy do zdobycia 9 punktów.
Skład:
Oleniacz – Chrobak, Adamski, Dąbrowiecki Cisek – Dymnicki, Fijałka (40’ Siedlecki), Czebieniak (80 Stankiewicz), Myćka (75’ Sołkowicz).
Pisarowce stworzyły sobie kilka bardzo dobrych sytuacji i gdyby nie fatalnie ustawiony mur i bramka obciążająca konto Peniacza, można by było powiedzieć, że była to najjaśniejsza postać w naszej drużynie. Maciek wygrał kilka pojedynków sam na sam, pewnie bronił też z dystansu. Bramkarz gości miał w pierwszej połowie zdecydowanie lepszy komfort pracy, gdyż nie był praktycznie zatrudniony przez naszych zawodników.
0-1 18’ -Niemczyk przy biernej postawie dwóch naszych obrońców, będąc tyłem odwraca się i zdobywa prowadzenie.
0-2 26’ Akcja Niemczyka, który zagrywa z piętki do Zgłobickiego a ten mocnym strzałem z kilku metrów nie daje szans Peniaczowi.
0-3 71’ rzut wolny wykonuje Kot precyzyjne uderzenie mija mór miejscowych i zaskakuje Peniacza.
0-4 78’ Potworne zamieszanie w polu karnym, piłka odbija się od nogi do nogi trafiona z „karola” wpada do bramki.
Nie można zawodnikom odmówić walki, determinacji. Nie będę też oceniał drużyny, chwalił jednych a ganił innych bo nie o to chodzi. Przegraliśmy mecz, a czy to jest 0-1, czy 0-4 dla punktacji naszej drużyny nie ma znaczenie. Jedyne co ma to analiza, że w trzech ostatnich meczach coś należy zmienić, jeśli trener będzie miał kim to może jakieś roszady – tylko kto za kogo.
Jak powiedział Prezes w szatni gdy już niektórym w głowach się gotowało „głowa do góry, gramy dalej” i tego się Panowie trzymajmy. Dobrze że wrócił do gry Capitan, Sorry awansował o kilka pozycji do przodu i to znaczy, że walczymy.